wtorek, 1 września 2015

Rozdział 3

"Quidditch"




__________________________________________



Można powiedzieć,że Hogwart stał się moim domem.Jestem tutaj od tygodnia i zaczełam zauważać,że wszystko czego brakowało w moim dotychczasowym życiu jest tutaj.Powoli uczę się zaklęć,a po lekcjach Dziadek Dumbledore doucza mnie.Aktualnie jedynym zaklęciem,które wykonuję perfekcyjnie jest Alohomora.Raz może dwa otworzyłam drzwi od gabinetu Snape'a i przeczytałam kilka wersów z Jego starych książek.Za każdym razem przyłapywał mnie na gorącym uczynku po czym wyrzucał z klasy,dodatkowo lubiał porównywac mnie do Ron'a czy pozostałych Weasley'ów.A codzienne spotkania z Dziadkiem zbliżały nas do siebie.Czasami opowiada mi o tym kiedy byłam mała i jak lubiał mówić mi o magicznym świecie,jednorożcach,czarownicach czy olbrzymach.Żałowałam,że nie mogłam od zawsze uczęszczać do Hogwartu,wtedy moje czary byłyby na wyższym poziomie.Wydaje mi się,że jeżeli bym potrafiła coś więcej rodzice byliby szczęśliwi,może nawet dumni.Chociaż znając ich nie zwracaliby na to uwagi.Dlatego cieszę się,że tu jestem-z ludźmi,kórzy poświęcają mi czas.


***

Budząc się rano czułam jak krople potu spływają po moim rozpalonym czole.Promienie światła wydobywały się zza bordowej zasłony zwiastując kolejny jesienny poranek.Delikatnie uniosłam swoje małe dłonie i przetarłam oczy.Rozciągnęłam się,głęboko przy tym ziewając.Musiałam wyglądać okropnie w roztrzepanych włosach,z podkrążonymi oczami i w zadużej pidżamie.Moje szczęście,że nie dzielę z nikim pokoju.Odrzuciłam grubą kołdrę na bok i podniosłam się energicznie.Skorzystałam z łazienki i postanowiłam pierwszy raz podczas pobuty tutaj spiąć swoje długie,czarne włosy.Kiedy byłam już gotowa założyłam swoją togę i ruszyłam na stołówkę.Drzwi zamknęłam na klucz po czym schowałam go do kieszeni spodni.W drodze natknęłam się na Cedrik'a ,który wydawał się lekko onieśmielony tym,że na mnie wpadł.Albo zwyczajnie sobie schlebiam tym,że Jego policzki zarumieniły się,ale gdyby naprawdę mnie lubił powiedziałby chodźby słowo,a nie zniknął jak szybko jest to możliwe.Hermiona twierdziła,że chciał zaprosić mnie na ten cały "jesienny bal",a jednak on jest już jutro, nie dostałam jednak żadnego zaproszenia.Oprócz Ron'a,który w sumie nie był pewien czy chce ze mną iść,nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa,kiedy przebywaliśmy sam na sam,dlatego nie uznaję tego za zaproszenie.Zeszłam na dół po kamiennych schodach,a słysząc głos Albusa wiedziałam,że jestem spóźniona.Weszłam na dużą salę,a na moje szczęście śniadanie dopiero się zaczęło.Pierwszą osobą jaką zobaczylam był Fred,a obok niego jego brat George więc postanowiłam po raz kolejny zająć miejsce obok niego.
-Cześć Piękna-przywitali mnie uśmiechnięci sprawiając tym samym,że poczułam się niezręcznie.
-Cześć chłopcy-odpowiedziałam im po czym usiadłam obok Fred'a,który tak jak ostatnim razem podał mi danie.To miłe z jego strony,że zawsze próbuje mi pomóc czy sprawia mi przyjemność w zwykłych gestach.



"Jastrzębie z Falmouth czy Osy z Wimbourne
Kto wygra mecz Quidditch'a?
Przyjdźcie zobaczyć.Dzisiaj o 11."

Zapowiedział Hagrid,a ja szturchnęłam Fred'a łokciem,ponieważ musiałam dowiedzieć się co to za mecz.-Czy tylko ja nie mam bladego pojęcia o co chodzi i dlaczego wszyscy się cieszą?
-Nie wiesz czym jest quidditch ?-zapytał ze zdumieniem wymalowanym na jego twarzy.Zwrócił się ciałem ku mnie i usiadł wygodnie co zwiastowało Jego monolog.
-A powinnam wiedzieć ?
-To najbardziej znana dyscyplina sportowa w świecie magii,są dwie drużyny,siedmiu graczy,którzy grają czterema piłkami:kaflem,dwoma tłuczkami i złotym zniczem.Boisko...-zauważyłam,że przerwał więc spojrzałam na Niego z nadzieją,że poda powód przez,który zamilknął.
-Zrozumiałaś ?
-Ani trochę-powiedziałam przekonana,ponieważ żaden sport nie był moją mocną stroną,a słuchanie o kolejnym,nowym nie wzbudzało we mnie euforii.Tak bardzo nie chciałam by Fred poczuł się urażony przez to,że go nie słucham.
-To inaczej,skoro jest mecz to nie ma lekcji,wszyscy idziemy go obejrzeć i...
-Czekaj,czekaj nie ma lekcji?-spytałam z uśmiechem na ustach i w napadzie szczęścia ścisnęłam Fred'a w uścisku.Po chwilii cofnęłam się jednak,gdy zobaczyłam wzrok nie jakiego Draco,który spoglądał na mnie siedząc przy innym stole.Jego wzrok wywiercał mi dziurę w brzuchu,w tamtym momencie mogłabym zrobić wszystko,by spojrzął w inną stronę.Ale nic nie wskazywało na to,że tak się stanie.Dlatego odsunęłam się od chłopaka i postanowiłam zmienić miejsce.Siedziałam teraz pomiędzy Harry'm,a Ron'em,którzy zajadali się jakimś tutejszym przysmakiem.
-Może gdybyś przestał być taki któraś z dziewczyn poszłaby z nami-Ron wyrzucił Harry'emu,który zdenerwowany Jego zachowaniem opuścił nasz stolik i wyszedł z sali.
-Aż tak zależy Ci na tym balu?-spytałam Ron'a,który pochłaniał jedną z kanapek.Zauważyłam,że jego dłonie trzęsą się jakby w niepohamowanym napadzie.Boże kochany przecież nie może przejmować się taką błahą sprawą jaką jest bal.
-Bardzo.Nie rozumiesz każda osoba,która przyjdzie bez pary zostanie pozstawiona w żałosnym świetle samotności
-Nie rozpaczasz czasem za bardzo ? 
-I ty to mówisz...Zaprosił Cię ktoś ? Nie,ale to tylko dlatego,że wszyscy myślą,że jesteś  z wyższej półki-przewróciłam oczami na Jego słowa,ponieważ znany był z mówienia różnych rzeczy,które nie zawsze były prawdą.Nie podobało mi się to,że stawiał swoją osobę poniżej innych.Nie powinien sądzić,że jest gorszy od pozostałych.I wiem,że jeżeli nie znajdzie pary do dzisiejszego wieczora będą skłonna go zaprosić.W końcu oboje aktualnie jesteśmy sami.
Jedyną moją nadzieją jest to,że Ron nie weźmie na poważnie tego wszystkiego. Traktuję go jak młodszego brata.Nie chciałabym żeby coś to przekreśliło.

Po śniadaniu odbyła się lekca Obrony Przed Czarną Magią z Remusem Lupinem,który od początku jest moim ulubionym nauczycielem.Wydaje mi się,że doskonale dogaduje się z Harry'm,ale wobec mnie jest nie mniej uprzejmy.Całą jego prawie że idealną postać owiewa rąbek tajemnicy.Okraszony jakąś ciemną prawdą,którą skrywa.Wielu mówi,że pod jego ludzką postacią żyje najbrzydsza z najbrzyszych,najokropniejsza z najokropniejszych-osoba zabierająca szczęście z drugiego człowieka.Z tego co przynajmniej opowiadał Ron,chociaż nie widzę go w roli przerażającej bestii.Chodźby dlatego,że w Jego uśmiechu widać szczerość,a  w oczach szczęście,którym tryska codziennie.Mój tata zawsze powtarzał mi,że charakter człowieka ukryty jest w Jego oczach.
-Kojarzycie może zwierzę,na które mówią zdrobniale "druzgotek"?-spytał Lupin wchodząc do klasy i ruchem ręki witając się z nami.Cóż druzgotek,jakieś dwa dni temu przeczytałam kilka fragmentów o tym bodajże demonie wodnym w książce Snape'a.
-To demon żyjący w wodzie,niegdyś spotykany w wodach brytyjskich i irlandzkich.Teraz na całym świecie-wyrwała się do odpowiedzi Hermiona.
-Dokładnie-potwierdził i ściągnął blado czerwone pokrycie z akwarium,a naszym oczom ukazało się kilka zielonych zwierząt pływających w kółko.Ich długie szpony,które zapewne służa do duszenia ofiary sprawiły,że cała klasy zgodnie krzyknęła 'ohyda'.
I zgadzam się w stu procentach,nie da się na nie patrzeć.
Resztę lekcji opowiadał nam o tym jakim są dla nas zagrożeniem.Nie trawią za bardzo ludzi,ale Trytonii potrafią je udomowić.


***


Mecz Quidditcha zaczął się punktualnie o 11.Razem z Hermioną szukałyśmy wolnych miejsc,a co za tym idzie musiałyśmy przejść obok gromadki ślizgonów,o których słyszałam nie ciekawą opinię.Nie żebym szczególnie się bała,ale nie chcę narażać się na przykrości z ich strony.Jednak żaden z tych parszywych ludzi nie popuści okazji obrażenia kogokolwiek.
-Szlama na meczu ? To chyba nie jest miejsce dla Ciebie-krzyknął Malfoy,który na nasz widok podniósł się z ławki i stanął dumnie naprzeciw.
-Oh,zamknij się Draco.Może wolisz ponownie wisieć na drzewie ?
-Ale tym razem nie mam zamiaru Ci pomagać-wtrąciłam się.Jego wargi ułożyły się w szeroki grymas,a oczy ukazywały zniesmaczenie i grozę.
-Nie powinnaś się mieszać Lily.Za każdym razem Twój tyłek uratuje Dumbledore,cokolwiek byś zrobiła.Wszyscy to wiedzą.A przyjaźniąc się z Granger stajesz się taka jak ona-wysapał z gniewem po czym owinął się swoim żółto-bordowym szalikiem i powrócił na miejsce.Wydaje mi się,że jest tutaj najgorszą osobą,ale z drugiej strony nie mówi tego na poważnie.Jeżeli ludzie Cię nie dostrzegają to robisz wszystko,aby zaczęli.
-Możliwe,że nigdy nie dorośnie-powiedziała Hermiona kiwając głową kiedy zbliżałyśmy się w stronę Weasley'ów.
-Kto?
-Draco oczywiście
Zakończyłam temat przez milczenie i zajęłam miejsce obok Fred'a,ponownie.
-Wydaje mi się czy lubisz moje toważystwo ?-spytał Fred posyłając mi uprzejmy uśmiech.Odgarnęłam swoje opadające kosmyki włosów z twarzy.Przewróciłam oczami na Jego pytanie chociaż ogólnie bardzo lubię z nim rozmawiać.To coś jak więź,trzeba ją złapać z kimś na początku,a potem dyskutujecie jakbyście znali się od zawsze.I chyba złapałam ją właśnie z nim.Jak na razie nie jestem pewna co do jutrzejszego dnia,zastanawiałam się nad pójściem na bal z Ron'em,a przecież muszę mysleć też o sobie.I osoba, z którą chciałabym naprawdę iść siedzi obok mnie.To tak jakbym wiedziała,że nie będę żałować tej decyzji.Istnieją marne szanse,że nie ma jeszcze pary,ale powinnam zapytać.Chociaż nie,tematem przwodnim jest panowie proszą panie.
-Lubię-odpowiedziałam cicho,próbowałam tak by nie usłyszał,ale tak sie nie stało.I na moją odpowiedź kąciki jego ust uniosły się do góry.
-Cedrik Cię zaprosił ? Z tego co wiem Ron to zrobił
-Nie zaprosił.
-Nikt ?
-Nikt.-odpowiedziałam spuszczając wzrok.
-Tak nie powinno być-zaniepokoił się po czym tak jak robi to zawsze odwrócił się  w moją stronę.-Czy jakbyś może chciała isć ze mną ?-wypalił z przekonaniem.A ja dam sto galeonów,że moje policzki zarumieniły się i uśmiecham się do niego jak kompletna idiotka.
-Tak jakbym może chciała iść-odpowiedziałam na zaproszenie z chichotem po czym wróciliśmy do oglądania meczu.Za każdym razem kiedy Osy zdobywały punkt wstawaliśmy i wiwatowaliśmy.Wytłumaczył mi też kilka zasad quidditcha,przedstawił całą drużynę Hogwartu i zaprosił na kolejny mecz.


poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 2

"Jestem jakoś szczególnie wyjątkowy? "




____________________________________


-Ogromnie cieszę się,że możesz tu być ze mną.Harry i Ron to świetni przyjaciele,ale brakowało mi przyjaciółki.Tak,tak musisz ich poznać.Idą!-krzyknęła Hermiona i podbiegła do dwóch chłopaków,wyższy,czarnowłosy z okrągłymi okularami posłał mi przyjacielski uśmiech po czym podszedł.

-Harry Potter-przedstawił się.

-Ten Harry Potter ?-zapytałam niedowierzając.Chyba powinnam zamilknąć,bo nie mogę robić z niego gwiazdy,ponieważ Jego rodzice zginęli z ręki Voldemorta.Teraz nienawidzę siebie za słowa,które powiedziałam.Zawsze najpierw mówię potem myślę.-To znaczy Lily Dumbledore-wybrnełam.

-Ta Lily Dumbledore?-zaśmiał się i ruchem ręki zawołał swojego kolegę o ognistych włosach.

-To jest Ron.-Hermiona powiedziała za niego co wydawało się troche dziwaczne.

-On nie mówi dużo przy dziewczynach,to znaczy prawie nie rozmawia z dziewczynami,po za Hermioną i jego mamą,oczywiście-powiedział Harry wywołując u mnie śmiech.

-To na swój sposób urocze-odpowiedziałam bez wielkich emocji,ale Ron chyba Wziął to głęboko to siebie,ponieważ prawie zemdlał i musieliśmy go złapać,by nie rozbił sobie głowy.

-Nie powinnaś mówić mu takich rzeczy

-Chciałam być miła

-Nie powinnaś-poleciła mi Hermiona-Musimy iść na lekcję z eliksirów-westchnęła z niezadowoleniem.-Lubię lekcje.Lubię się uczyć,ale Ron...Ogh,szkoda słów sama zobaczysz.

Poszłam za nią do klasy.Siedziałyśmy razem,wszyscy dookoła śmiali się,rozmawiali,żartowali.Jednak kiedy wszedł nauczyciel wszyscy ucichli,jakby z przerażenia.

-Cicho być !-krzyknął i rozejrzał się po klasie nauczyciel,który przerażał mnie swoim wyglądam jak i zachowaniem.Jeździł swoim wzrokiem po klasie,a ja usilnie pragnęłam by nie zatrzymał go na mnie.Ale i tak to zrobił.

-Hm...Lily Madeline Dumbledore,córka Cedrika,wnuczka Albusa.Córka chrzestna samego James'a.Witam Cię w naszych skromnych progach-powiedział sarkastycznie.Jakby pragnął,by nienawidzili mnie za to skąd pochodzę.Widzę go pierwszy raz w życiu,ale już wiem nie będziemy się lubić.Widziałam spojrzenia wszystkich dookoła,patrzeli z pogardą,niektórzy z obrzydzeniem jakbym niby miała lepiej jako wnuczka dyrektora.Gdyby tak było nie mieszkałabym nigdy we Francji.Nie.

Chciałam krzyknąć na niego,podnieść się z ławki i wyjść,ale ucichłam,spuściłam głowę w dół i milczałam.Resztę lekcji obserowałam z uwagą i przyznaję rację Hermionie,Ron jest nie do zniesienia.Nie słucha,nic nie robi  i uwielbia przeszkadzać.Ale co ja mogłam,śmiałam się i też dostawałm różdżką Snape'a po karku.Chyba muszę się przyzwyczaić.

Po skończonych zajęciach siedzieliśmy całą czwórką na ławkach dziedzińca i oczekiwaliśmy lunchu.

-Mam nadzieję,że podadzą dzisiaj zapiekanki-Ron zacierał dłonie na myśl o kolacji,a ja szczerze podzielałam jego podneicenie,ponieważ też byłam bardzo głodna.

-Ron nie samym chlebem żyje człowiek-szturchneła go Hermiona.

-Ale bez chleba w ogóle nie będzie żył-bąknął do niej z wyrzutami,a ja i Harry przysłuchiwaliśmy się ich delikatnej kłótni.

-Snape mówił,że jesteś wnuczką Dumbledore'a?-Tak-kiwnełam głową na pytanie Harry'ego.-Czyli nasi rodzice musieli się znać...-powiedział zastanawiając się.

-Racja Harry-usłyszeliśmy głos Snape'a zza naszych pleców.

-Nie tylko się znali James Potter był jej ojcem chrzestnym,a imię otrzymała po Twojej matce.Jakże wielki ból musiała sprawić im ich śmierć prawda Lily?-Snape założył swoje ręce do tyłu i spogladał na mnie pytająco.

-Nie wiem.Rodzice nie mówią...za wiele.-zanim usłyszał odpowiedź zniknął.To zaczyna mnie przerażać.A z drugiej strony to było beszczelne,ni kszty szacunku.Po co pytał skoro nie oczekiwał odpowiedzi.

-POOOOOOOMOOCY !Nienawidzę Was wszystkich wy podłe szlamy-usłyszeliśmy krzyk niedaleko nas i pobiegliśmy w Jego stronę.
Ron chyba najdokładniej wiedział skąd się niesie dlatego pobiegliśmy za nim.

Zobaczyliśmy chłopaka ze Slytherinu,przywiązanego za dwie nogi do drzewa,najwidoczniej dał się złapać na najstarszy żart na świecie.

-Pomocy!!!Co się patrzycie.Wypuście mnie!-krzyczał,a wszyscy dookoła wybuchnęli śmiechem.Opórcz mnie.Wydawał się nie groźny.Tak,jego słowa były okropne,ale każdy człowiek,który by utknął na drzewie wyrażałby się w taki sposób.Przynajmniej tak mi się wydaje.

-Cicho!Niech mu ktoś pomoże!Ciekawe co wy byście zrobili na jego miejscu-krzyknęłam,a wszyscy ucichli.
Harry pomógł mi wejść na drzewo i razem rozwiązaliśmy liny.Chłopak spadł na ziemię,ale nie stało mu się nic poważnego.Potem zeszłam z drzewa i stanęłam na przeciwko niego.

-Jak mogłeś dać się złapać?-prychnełam.

-Zamknij się-warknął na mnie i machał swoimi rękami w ogromnym gniewie.

-Może trochę grzecznie,bo to ja ściągnęłam Cię z tego drzewa

-To co? Mam teraz czyścić Ci buty?Jestem Draco Malfoy możesz co najwyżej  o mnie śnić.

-A więc Draco...Lily Dumbledore-podałam mu rękę,a on na dźwięk mojego nazwiska rozszerzył oczy po czym uciekł,a po drodze zdążył potknąć się o własne nogi ze dwa razy.

-Jestem taka straszna czy on jakby "dziki" ?-spytałam Hermiony w drodze na posiłek.

-Ciężko powiedzieć Draco  jest...durny,tak jakby.

                                             ***
Wchodząc na salę słyszałam głośne śmiechy Harry'ego  i Ron'a, którzy rozmawiali z dwoma uczniami ze starszej klasy.Hermiona szła w ich stronę,więc zdecydowałam zrobić to samo.

-Mam nadzieję,że taka nauczka mu wystarczy.A jak nie to go przywiesimy wyżej.-chłopcy żartowali,a ja już wiedziałam kto zrobił tak ogromną przykrość Draco.

-Czyli to wy-słowa same wydobyły się z moich ust.
-We własnej osobie-bliźniacy odpowiedzieli równocześnie-A ty jesteś?

-Lily Dumbledore-krzyknął Ron z uśmiechem,a po moim spojrzeniu odszedł  i usiadł przy stole.
-Wnuczka dyrektora?Nie źle -znów powiedzieli równocześnie-To jest George,a ja jestem Fred.

-A więc Fred... tak bardzo bawi Cię sprawianie innym przykrości?

-Chodzi o Draco?Wiem,jesteś nowa,ale przekonasz się,że należało mu się za nazwanie Hermiony szlamą lub za straszenie Rona-powiedział,ale przy wspomnieniu  o Ron'ie zaśmiał się.

-Tak nie można

-Można-mrugnął do mnie i usiadł obok swojego brata przy stole.Jedynym wolnym miejscem okazało się być to obok Fred'a i chyba nie miałam wyboru,więc zajęłam to miejsce.

-Jestem jakoś szczególnie wyjątkowy?-zapytał odwracając się w moją stronę.

-Czemu pytasz?

-Usiadłaś obok mnie.

-To było jedyne wolne miejsce

-Auć.Powiedzmy,że Ci wierzę-mrugnął do mnie ponownie po czym sięgnął po dwie zapiekanki,jedną dla siebie,a drugą podał mi.

-Dziękuję

-Nie ma sprawy.

Po 10 minutach Hermiona zaczeła temat jesiennego balu,który podobno odbywa się co rok w Hogwarcie.
-Najgorsze jest to,że to już za tydzień-westchnęła z żalem.

-Nie Granger,najgorsze jest to,że dziewczyny nie pchają się stadami ,żeby iść ze mną czy z Ron'em,szczególnie NIE z Ron'em.

-Lily nie będzie miała problemu ze znalezieniem partnera-sapnął do mnie Ron,nieświadomie przy tym śliniąc się.

-Czemu?-zapytałam.

-Nie widzisz tego?Rozejrzyj się wszyscy chłopcy spoglądają na Ciebie,starsi,inteligentniejsi,zazdroszczę-Hermiona mówiła z ogromnym podnieceniem-Podoba Ci się któryś?-zapytała,a ja ukradkiem spojrzałam na Fred'a,a potem rozejrzałam się po całej sali,by na końcu jednego ze stołów zobaczyć chłopaka,którego można nazwać ideałem.

-Jest świetny-powiedziałam do Hermiony,a wszyscy odwrócili się w jego stronę

-Cedrik Diggory wybór wprost idealny.I słyszałam od Ginny,która wie od Lisy,że pytał o Ciebie i jesteś jego numerem jeden na bal.

niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 1

"Nigdy nie żegnasz się na zawsze"


_____________________________

-Lily, pośpiesz się! - Usłyszałam zdenerwowany głos mojej matki. Uwielbiała mnie poganiać. Zwłaszcza, że wtedy, pierwszy raz od dziesięciu lat, wracałam w rodzinne strony. Nie wiedziałam, co było powodem tak nagłej decyzji, a moi rodzice próbowali wciskać mi tylko marne wymówki. Jedna z nich to praca ojca, którą podobno stracił. Kurczę, był potężnym czarodziejem, synem samego Albusa Dumbledodore'a, więc dlaczego przejmował się jakąś pracą w bibliotece?!

Mama znowu twierdziła, że nie było tu dla mnie przyszłości i pragnęła, bym rozwijała swoje magiczne zdolności. Skrycie wiedziałam, że chciała zrobić ze mnie „potężną czarownicę”, ale nie nadawałam się do tego. Przynajmniej tak myślałam. Przez cały okres mieszkania we Francji rodzice próbowali wychować mnie bez użycia nawet najmniejszej krzty magii. Chcieli ukryć to, kim jestem. Kiedyś dostałam list z niejakiego Hogwartu. W tamtym dniu dowiedziałam się prawdy o moim życiu. Nie zaczęłam jednak nauki w tejże szkole. Aż do tamtej chwili.

W następnym miesiącu skończyłabym szesnaście lat, a od następnego dnia zaczynałam naukę. Wydawało mi się, że przez cały pobyt we Francji w głębi duszy czułam, jakby moje serce ciągnęło mnie do Hogwartu. Mieszkając jedynie z rodzicami, którzy ukrywali jak najwięcej faktów o twoim życiu, ciężko dowiedzieć się czegokolwiek. Nigdy nie próbowałam nawet o nim wspominać.

***
Ogromny kamienny most stał przed nami otworem. Wysokie mury Hogwartu wznosiły się przede mną. Serce biło jak opętane, a na rękach czułam gęsią skórkę. Nie miałam pojęcia, co sprawiało, że się tak denerwowałam.

- Uspokój się, kochanie. - Moja mama poklepała mnie po plecach, po czym odgarnęła mi włosy z policzków. Doskonale wiedziała, że nie znoszę przesadnych czułości. Tata natomiast sięgnął po nasze dwie walizki i podążył szybkim krokiem w stronę bramy. Spojrzałam na matkę, która wydawała się dość podekscytowana zmianą otoczenia, chociaż starała się to ukryć. Bąknęła ciche „chodź” i ruszyła za swoim mężem. Toteż musiałam ich dogonić, by chwilę później wyciągnąć swoją drobną dłoń i zapukać w drzwi Hogwartu. Wrota otworzyły się bez niczyjej pomocy, a moim oczom ukazał się ogromny dziedziniec pomiędzy wieloma wieżami. Mogłabym uznać, że jest dość pusto. Ani jednej żywej duszy. Tylko na środku schodów majestatycznego zamku stał starszy człowiek z siwymi włosami i długą brodą. Na jego twarzy spoczywał uśmiech tak szczery, jakiego nigdy jeszcze nie widziałam. Wydawał się taki znajomy. Jego oczy skierowały się w moją stronę, kiedy powolnym krokiem zbliżyłam się. Próbowałam przypomnieć sobie jego postać, jednak z marnym skutkiem. No ale ile można zapamiętać z wydarzeń sprzed dziesięciu laty, gdy było się dzieckiem.

- Ojcze - szepnął mój tata, a wtedy wszystko umilkło. Ptaki przestały śpiewać, wiatr zanikł, a starszy człowiek, stojący nadal przed zamkiem, spojrzał na mojego ojca, który od razu spuścił głowę w dół, jakby zrobił coś złego.

- Madeleine - zwrócił się dziadek do mojej matki, kompletnie ignorując tatę. - Tak dobrze was znowu widzieć. Zaprowadźcie Lily do pokoju i przyjdźcie potem do mojego biura. Musimy porozmawiać o dalszej edukacji mojej wnuczki. - Posłał mi delikatny uśmiech, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął w oparach świecącego pyłu.

Rodzice zaprowadzili mnie do komnaty na drugim piętrze. Zostawili walizki, każąc mi tutaj zaczekać. Kiedy odeszli, rozejrzałam się po pokoju. Miałam dwuosobowe łóżko, co było dużym plusem. Ale pokój był o wiele mniejszy niż mój poprzedni. Czułam się jak w klitce. Zamknięta. Szybko zmieniłam tok myślenia i postanowiłam zająć głowę czymś innym. Rozpakowałam swoje ubrania. Z jednej z kieszeń wyciągnęłam różdżkę matki, ale natychmiast ją odłożyłam, ponieważ wiedziałam, że nie spodobałby się jej fakt, że ruszałam jej rzeczy.

Z każdą kolejną chwilą tutaj czułam coraz wyraźniej, że to był mój dom.

***
Rano dostałam wiadomość, że mój dziadek chce się ze mną zobaczyć.

- Chciałeś mnie widzieć? - zapytałam. Nie słysząc odpowiedzi, weszłam do gabinetu. Na środku pomieszczenia tuż za biurkiem siedział Albus - najpotężniejszy z potężnych, czarodziej z ogromną mocą. A naprzeciwko niego ja - dziewczyna, która nie umie trzymać swojej własnej różdżki. Cóż za ironia losu.

- Dobrze, że jesteś. Usiądź. - Skierował dłoń na mebel, stojący obok niego. Usiadłam więc na skórzanym, czarnym fotelu. Ze zdenerwowaniem ściskałam swój szary sweter tak, że szwy powoli zaczynały pękać przy rękawach.

- Lily...Wyrosłaś i stałaś się prawdziwą kobietą... Ale niewinność, którą posiadałaś jako dziecko, pozostała - powiedział i wstał, przechadzając się kilka razy obok swojego kominka. Stał ciągle plecami do mnie kiedy wypowiadał kolejne zdania. - Jestem przekonany, że nie wiesz nic o świecie magii, nawet nie zaprzeczaj. Rodzice pragnęli, byś wiodła życie szarego śmiertelnika. Nie chcieli dać Ci szansy na pokazanie swoich umiejętności. A talent masz we krwi. Nie skazuj się na porażkę. Zawsze pamiętaj, że jesteś wyjątkowa - zakończył, odwracając się do mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy. - A teraz chodź ze mną. Musisz się  z kimś zobaczyć.

- Z kim?

- Z kimś kogo znasz.

Postanowiłam nie ciągnąć tematu. I chyba nie dlatego, że prawdopodobnie i tak by mi nie odpowiedział. Po prostu lubiłam niespodzianki. Skierowaliśmy się równym krokiem w dół, po schodach, które przemieszczały się w różne kierunki. Dookoła nas chodziły grupki uczniów. Czasami zdołałam usłyszeć: „To ona” lub „Wróciła”. Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na pytanie, skąd mnie znali.
Dziadek zatrzymał się przed ogromnymi, drewnianymi drzwiami od Wielkiej Sali. Obok niego stała dziewczyna o brązowych włosach, opadających spokojnie na jej ramiona. Była naprawdę bardzo ładna. Czułam rosnącą zazdrość w moim ciele.

- Lily... Hermiona... - przedstawił nas sobie i zniknął ponownie w chmurze dymu i pyłu.

- Jak dobrze cię widzieć! - krzyknęła nagle szatynka i przytuliła mnie do siebie mocno. Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że zbytnie czułości mnie mdliły.
- Przepraszam, ale... nie pamiętam cię.

- Och - speszyła się i odsunęła. Spodobało mi się, że odtąd wiedziała, jaka ma być odległość. Wbrew pozorom nie jestem jakimś ogromnym smutasem, mam po prostu swoje zasady.

- Może to ci przypomni. - Złapała mnie za dłoń, a moje oczy zamknęły się automatycznie. Tak jakby ktoś rzucił zaklęcie. I chyba tak było, ponieważ jedyne co widziałam, to kilka błękitnych obłoków, które powoli zamieniały się w wyraźne obrazy... Dwie dziewczynki bawiące się przy huśtawkach... trzymające się za dłonie... krzyczące do siebie nawzajem: „Hermiona” i „Lily”... Nagle scena zmieniła się. Była noc. Te same dziewczynki płakały, siedząc na schodach przed domem. Jakby żegnały się na zawsze. Wtedy wszystko zniknęło i znów widziałam przede mną tę samą dziewczynę, co wcześniej, ale było zupełnie inaczej. Tym razem pamiętałam Hermionę, moją przyjaciółkę.

- Nie wierzę - wyszeptałam i spojrzałam na nią.

- Wiedziałam! Zawsze wiedziałam, że Dumbledore znów cię tutaj sprowadzi! - krzyknęła i ponownie rzuciła się na moją szyję. Ale ja nie chciałam jej więcej odrzucić. Uściskałam ją za to jeszcze mocniej.